tag:blogger.com,1999:blog-85957673459240472032024-03-08T03:54:10.503-08:00Współczucie to pierwszy krok do miłości.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02464494425201895874noreply@blogger.comBlogger2125tag:blogger.com,1999:blog-8595767345924047203.post-25027050212738097132013-11-17T06:52:00.000-08:002013-11-17T06:52:10.941-08:001.Kiedy łzy przykryją widok na świat. <div style="margin-bottom: 0cm;">
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zamknęłam
oczy próbując pozbyć się bólu, który z każdą sekundą
narastał a ja czekałam, aż wybuchnę. Wyraźnie czułam zapach
paliwa i dymu, który powiewał nade mną tworząc szare obłoki. Nie
słyszałam Rona, nie słyszałam Rose była kompletna cisza
przerywana jedynie moimi krótkimi oddechami.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Z
daleka dochodził sygnał samochodu policyjnego i karetek, które
razem wyły tak głośno, że rozbolały mnie uszy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Proszę
Pani ? Słyszy mnie Pani ? - usłyszałam tuż nad swoim uchem, jakby
przez mgłę ale nie odpowiedziałam. Zemdlałam.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
----</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Z
daleka słyszałam ciche rozmowy osób, które najpewniej były w tym
samym pokoju co ja.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Moją
czaszkę rozsadzał ból, który zaraz potem pojawił się w klatce
piersiowej i lewej nodze.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Cicho
mruknęłam z niezadowolenia co od razu spowodowało gwałtowne
nagromadzenie ludzi</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Hermiona
? - usłyszałam cichy szept, który był mi tak dobrze znany.
Poczułam jak moją wolną rękę otacza drobna dłoń Ginny, przez
której ciało przechodziły gwałtowne dreszcze.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W
momencie kiedy w końcu udało mi się uchylić powiekę, światło
białych lamp oślepiło mnie całkowicie.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Proszę
się nie ruszać – do moich uszu dobiegł głośny, męski głos,
który ewidentnie nie przyjmował sprzeciwu.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Kiedy
po kilku minutach mój wzrok odzyskał dawną ostrość, o mało nie
krzyknęłam z przerażenia widząc ilość ludzi nagromadzonych
wokół mnie. Kika pielęgniarek krzątało się pomiędzy półkami,</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
trzymając
w dłoniach eliksiry o różnych barwach. Tak jak się spodziewałam
obok mnie, na niewielkim krzesełku siedziała Ginny, której twarz
była dziwnie blada. Widząc, że ją obserwuje uśmiechnęła się
delikatnie, ale jak dla mnie był to jedynie nieudany grymas.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Tak
się cieszę, że się obudziłaś – szepnęła cicho zakładając
kosmyk rudych włosów za ucho, dopiero wtedy zwróciłam uwagę na
mężczyznę stojącego trochę dalej.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-To
jest Teodor Nott, dzięki niemu wyszłaś z tego – delikatnie
schyliła głowę ku mojej twarzy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Od
razu przypomniał mi się ślizgon, zwykle samotny i cichy, którego
ojciec służył jako śmierciożerca. Mimowolnie mu się
przyjrzałam, uważnie przyglądając się jego czarnym włosom i
błękitnym oczom., mogłam rzec, że jest przystojny ale przecież
mam męża..</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Obrazy
z wypadku od razu naleciały do mojej głowy z prędkością
Błyskawicy, a pod moimi powiekami zaczęły gromadzić się łzy.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Gdzie
Rose ? - zapytałam a w pokoju zapanowała cisza</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Pani
córka jest w ciężkim stanie – głos zabrał Teodor, który jak
do tej pory wolał być obserwatorem. Głośno załkałam pociągając
nosem.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-A
Ron ? Gdzie mój mąż ? - uważnie przyjrzałam się twarzy doktora,
która momentalnie się spięła. Spojrzałam na Ginny, która
niespodziewanie zaczęła jeszcze mocniej drżeć, a spod jej powiek
powoli wypływały łzy</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Pani
mąż miał za dużo obrażeń, niestety nie udało nam się go
odratować – Czarnowłosy podszedł bliżej patrząc na mnie
współczującym wzrokiem, następnie ręką pokazał wszystkim aby
wyszli. Nawet Ginny opuściła sale.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tępym
wzrokiem wpatrywałam się w błękitną ścianę, a do moich oczu
zaczęły napływać łzy, których mimo wszystko nie chciałam
powstrzymywać.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Musiałam
płakać, inaczej się nie dało. Ron nie żyje. Mój ukochany, mój
obrońca, mój wybawiciel odszedł...
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Ta
wiadomość przychodziła do mojego mózgu z takim trudem, że głowa
zaczynała mnie boleć. Załkałam głośno chowając twarz w dłonie,
które miały temperaturę lodu. Nie chciałam wierzyć, ale w głębi
duszy wiedziałam, że to prawda. Czułam, jak mocno się trzęsę,
jak moje ręce drżą a serce rozrywa się powoli. To koniec mojego
szczęścia, które miałam nadzieje, że będzie trwało wiecznie..</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
----</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Hermiono,
może chcesz zobaczyć Rose ? - usłyszałam Ginny, która od kilku
dni próbowała namówić mnie ciągle na to samo. Kolejny raz
pokręciłam przecząco głową, wywołując tym samym zrezygnowanie
na twarzy rudowłosej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Od
śmierci Rona minęły 3 dni, a ja nadal zachowywałam się jak
robot, który je bo musi, śpi bo musi i kiwa głową bo tak trzeba.
Ginny, która pomimo tego, że z Harrym zerwała już bardzo dawno
nadal pozostała panną, nałogowo pracującą w Ministerstwie Magii.
To ona była dla mnie poparciem w sprawach, w których Ron był
bezradny i całkowicie zbędny. Była dla mnie laską, która wręcz
na siłę chciała abym powróciła do świata żywych, do którego
na pewno nie należałam.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Siedziałam
na szpitalnym łóżku, smutnym wzrokiem wpatrując się w brązowe
oczy Ginny, które pomimo wyraźnego cierpienia chciały być wesołe.
Z tego strasznego miejsca miałam się wynieść już za 2 dni,
czyli wtedy kiedy jest pogrzeb mojego męża. Niestety do domu
szwagierki , która zaoferowała pomoc wrócę sama. Rose pomimo
dobrej opieki nie jest w najlepszym stanie i jeszcze długo ma tu
zostać.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Na
myśl o mężu i córce moje serce na nowo pękało, rozrywając tym
samym małe nitki, które chciały zaszyć wszystkie dziury. U córki
nie byłam ani razu, nie chciałam tam iść i rozrywać wspomnień a
w szczególności widzieć jej małe, drobne ciałko zakryte licznymi
urządzeniami. Przed snem widziałam twarz uśmiechniętego Rona,
którego tak kochałam...</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
To
nie było sprawiedliwe, że Stwórca tego świata zabrał mi tak
ważną osobę, jak tlen dla innych.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
----</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zamknęłam
ostatnią torbę z wszystkimi ciuchami jakie mogłam tu nosić. Po
raz setny tego dnia rozejrzałam się po sali szpitalnej, którą
dzieliłam jedynie 5 dni, ale mimo to wiązała ona wiele wspomnień,
złych wspomnień. Kiedy usłyszałam pukanie do szklanych drzwi
rzuciłam ciche „proszę”, a do pokoju wszedł doktor Nott.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Pani
Wesley – momentalnie posmutniałam, a moje ręce zaczęły się
trząść – Moim, jak i innych lekarzy zdaniem jest już pani w
stanie, którym można wracać do domu. Proszę jednak zbytnio się
nie denerwować, gdyż pani serce trochę wycierpiało i w wyniku
zbyt dużego stresu może dojść do niezagrażającego życiu
zawału.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Skrzywiłam
się na słowa Notta, owszem mówili mi o tym, ale miałam nadzieję,
że coś z tym zrobią. Zresztą, jak ja mam się nie stresować w
takiej sytuacji ?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
W
oczach znowu poczułam słone łzy, które od kilku dni nie
odstępowały mnie o krok.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Po
krótkiej ciszy jaka zapanowała pomiędzy nami spróbowałam się
uśmiechnąć, ale wyszedł niestety jeden, wielki grymas</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Bardzo
dziękuje za pana opiekę. - podałam mu dłoń, którą on
delikatnie ścisnął – Czy wie pan może kiedy będę mogła
zabrać córeczkę ? - wyszeptałam cicho. W przeciągu tych 2 dni
przemyślałam wszystko i stwierdziłam, że Rose nie może stracić
dzieciństwa przez śmierć ojca, którego praktycznie nie znała,
dlatego będę się starała jej to wynagrodzić.
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Oczywiście
zrobię to, kiedy sama się pozbieram i będę już na tyle silna aby
stawić czoła nowym problemom.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Niestety
nie. Proszę się zapytać lekarzy opiekujących się Rose. Ginny już
czeka na panią</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Zdziwiona
popatrzyłam na młodego ślizgona, który jak by nigdy nic
powiedział „Ginny” a nie „Wesley”. Po krótkiej chwili
sztywnym krokiem z pochyloną głową ruszyłam w stronę korytarza
wskazywanego przez Teodora. Zza ściany wyłoniła się Ginny, która
jak na mój gust starała się pokazać, że jest z nią w porządku.
Nie wyszło. Powolnym krokiem podeszłam w jej stronę po raz setny
tego tygodnia rzucając się w jej ramiona. Czułam jak gładzi mnie
delikatnie po włosach w geście uspokojenia, wycierając spod moich
powiek łzy, które ciągle wypływały. Dopiero, kiedy w miarę się
uspokoiłam a moje mięśnie się rozluźniły Ginny złapała mnie
za rękę i powolnym krokiem skierowała nas na oddział Pediatrii
Dziecięcej.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
----</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Smętnymi
ruchami gładziłam czarną spódnicę do kolan, w której lada
moment miałam się zjawić na cmentarzu. Ciasny kok na czubku głowy,
czarna bluzka i marynarka, tak wyglądał mój obecny strój.
Spojrzałam w swoje lustrzane odbicie, w którym załzawione oczy
były bardzo wyraźne na czarnym tle. Ginny była już na dole ubrana
równie czarno jak ja, w tym momencie popijała kawę czekając na
moment, kiedy będę gotowa zejść.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Z
cichym westchnieniem wstałam z małego taboreciku i skierowałam się
w stronę drzwi, gniotąc czarną jak smoła chustkę. Tuż przy
drzwiach stanęłam, moją uwagę przykuło zdjęcie z mojego
wesela, kiedy to Ginny była moją druhną. Nie chcąc przywoływać
wspomnień wybiegłam ile sił w nogach.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
----</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
<br />
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Wstałem
otrzepując się z brudu, który powstał na moich kolanach przez
klękanie. Na białym nagrobku delikatnie położyłem czerwone róże,
które moja matka tak lubiła..</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Tak..
Narcyza Malfoy odeszła z tego świata nie dawne pół roku temu,
mimo to rany nadal krwawiły. Ostatni raz posłałem smutne
spojrzenie w stronę zdjęcia, na którym moja rodzicielka uśmiechała
się delikatni. Jak najszybszym krokiem chcąc wynieść się z tego
miejsca zacząłem iść w stronę bram głównych, ale moją uwagę
przykuł jeden nagrobek.</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Całą
jego powierzchnie zasłaniały wieńce, kwiaty i znicze, które
uniemożliwiały mi zobaczenie kto tym razem odszedł z tego świata.
Naprzeciw grobu stała jakaś kobieta, do której zacząłem powoli
iść chcąc dowiedzieć się, co się stało. Kto tym razem umarł ?
</div>
<div style="margin-bottom: 0cm;">
Zważając
na ilość kwiatów musiała być to osoba rozpoznawalna, o której
śmierci zupełnie nie wiedziałem... Swoją niewiedzę mogłem
tłumaczyć długim pobytem we Włoszech, które opuściłem dopiero
2 dni temu. Cicho, niczym wiatr stanąłem obok kobiety, której
twarzy nie widziałem, ale musiała być młoda.</div>
<br />
<div style="margin-bottom: 0cm;">
-Przepraszam,
wie może pani co się stało ? - szepnąłem cicho zwracając swoje
stalowe tęczówki w jej stronę</div>
</div>
</div>
</div>
Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02464494425201895874noreply@blogger.com12tag:blogger.com,1999:blog-8595767345924047203.post-78181467450496617952013-11-03T07:16:00.002-08:002013-11-03T07:16:20.349-08:00PrologPo ciężkiej walce na śmierć i życie wojnę czarodziejów wygrało dobro, a wszyscy śmierciożercy ponieśli kare. Ludzie od nowa uczyli się spokojnego i bezpiecznego życia, bez tropicieli i szpiegów, bez zagrożenia.<br />
Z czasem każdy wrócił w tryb życia podobny do tamtejszego, wspominanego w snach i marzeniach razem ze zmarłymi, za którymi tak tęsknili. Rodzice byli spokojni o bezpieczeństwo swoich dzieci, a pociechy były pewne że w domu zawsze ktoś będzie czekał. U mnie było podobnie, z czasem nauczyłam się żyć z bólem spowodowanym tak wielkimi stratami. Snape, Dumbledore, Fred, Lupin, Tonks.. ich twarze nawiedzały mnie w snach, z których nie mogłam ich wyrzucić. Wyjść z tego pomógł mi Ron, który bez zbędnych słów oznajmił, że mnie kocha i chce spędzić ze mną resztę życia a ja oczywiście odwzajemniałam to uczucie.<br />
To co było potem działo się jak we śnie, w dobrym śnie.. Ślub jak z bajki, nowe mieszkanie w Dolinie Godtryka i ciąża. Pamiętam jaka byłam szczęśliwa... jaki on był szczęśliwy, że będzie mieć dziecko.<br />
Wtedy mogłam powiedzieć, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie, a moje szczęście pogłębiło się, kiedy na świat przyszła moja córeczka Rose.<br />
Ale jednego dnia wszystko legło w gruzach. Pamiętam jak ja, Ron i nasza córeczka wracaliśmy z obiadu u Molly, tym cholernym latającym wozem. W pewnym momencie silnik zgasł, coś się popsuło i runęliśmy na ziemie. Potem był już tylko strach i ciemność.Anonymoushttp://www.blogger.com/profile/02464494425201895874noreply@blogger.com6